Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapewne myślał o żonie lub był blizki tego, aby ją sobie wyobrazić jako małą uczenicę. W każdym razie spoglądał na Dot w miłem zamyśleniu, ale nie odpowiedział ani słowa.
— A on taki stary! Taki dla niej nieodpowiedni! poczekaj, o ile lat starszy od ciebie Greff i Teklton?
— O ile więcej szklanek herbaty wypiję dziś na raz, niż Greff i Teklton wypiłby ich cztery razy, odgadnij to sama — wesoło podchwycił Jan, przysuwając krzesło do okrągłego stolika i zabierając się do zimnej wędliny.
— Co zaś do jedzenia, to jadam mało, ale za to ze smakiem, Dot.
Nawet ta zwykła wzmianka przy stole, jedna z jego niewinnych omyłek (bo dobry apetyt przeczył jego słowom), nie wywołała uśmiechu na usta młodej kobiety, która, stojąc wśród pakunków, powoli odsuwała nogą koszyk z kołaczem i nie spojrzała nawet na maleńki trzewiczek — przedmiot jej trosk nieustannych — choć oczy jej były ku ziemi spuszczone.
Zagłębiona w zamyśleniu pani Piribingl, nie ruszała się z miejsca, zapomniawszy o herbacie i Janie (choć ją tenże przyzywał i nożem uderzał w stół, aby ją zmusić do oprzytomnienia). Nakoniec wstał i wziął Dot za rękę, wtedy spojrzała na niego z roztargnieniem, ale zaraz otrząsła się z zadumy i zajęła swoje miejsce przy stole, śmiejąc się z roztargnienia.