Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

Nieznajomy podniósł głowę i z ciekawością spoglądał, wodząc oczami z jednego na drugie:
— Wasza córka, mój dobry przyjacielu?
— Żona, — odpowiedział Jan.
— Siostrzenica? — powtórzył pytanie głuchy.
— Żona, — wrzasnął gospodarz.
— Czyliż? — zauważył gość. — Czy to prawda? Bardzo młodziutka. Spokojnie odwrócił się i ciągnął dalej swoje czytanie, ale przeczytawszy dwa wiersze, znów zapytał:
— Dzieciątko to wasze?
Jan zrobił olbrzymi znak głową, który miał oznaczać twierdzącą odpowiedź.
— Dziewczynka?
— Chłopczyk! — huknął gospodarz.
— Nowonarodzony, hę? Ile ma?
— Dwa miesiące i trzy dni-i-i! — szybko wtrąciła pani Piribingl. — Ospa zaszczepiona akurat sześć tygodni te-e-e-mu! przyjęła się doskonale-e-e. Doktór uważa, że chłopczyk jest nadzwyczaj ładnem dzieckiem! Rozwinięty jak pięciomięsięczny-y-y! Rozumie już wszystko, poprostu do podziwu-uu! Może pan nie uwierzy — że chwyta się już za nóżki-i-i! Tu zadyszana mamusia, która te wszystkie odrywane zdania krzyczała prosto do ucha starcowi, aż jej ładna buzia zarumieniła się, wziąwszy dziecko, podniosła je do twarzy gościa, jak niezaprzeczony i tryumfalny okaz. Tymczasem Tilly