Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

miłą kruszynę, żeby się upewnić co do jego zdrowia.
— Tak, patrząc na was nie można wątpić o waszem powodzeniu — przerwał Kaleb.
Jednakże nie spojrzał na gosposię; oczy jego w zamyśleniu błądziły po pokoju. Zdawało się, że ten człowiek bez względu na to, o czem mówi, myślą gdzie indziej przebywa. To samo wyrażał i głos jego.
— Oto i wygląd Jana nie pozostawia nic do życzenia — ciągnął dalej. — Tilly i Bokser też dobrze się prezentują.
— Wiele zapewne masz pracy, Kalebie? zapytał woźnica.
— Tak, dużo — odpowiedział z roztargnieniem człowieka, co najmniej odkrywającego kamień filozoficzny; — bardzo dużo. Wielki teraz popyt na Arki Noego, ale nie wiem, jak to wykonać za tę samą cenę. Niechby każdy mógł rozróżnić, która figurka wyobraża Sema, która Chama, która ich żony. Ale, ale, czy przywiozłeś dziś dla mnie cokolwiek, Janie?
Woźnica wsunął rękę do kieszeni zdjętego przed chwilą płaszcza i wyciągnął stamtąd wazonik kwiatów, starannie owinięty mchem i papierem.
— Oto dla ciebie, bierz — powiedział, ostrożnie odwijając go.
— Ani jeden listek nie zwiędły. Roślinka cała osypana pączkami.