Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy nie zobaczy lalek, które całymi dniami tak natarczywie wytrzeszczają oczy. To boli. Ile za przewóz, Janie? Ile cię to kosztuje?
— Zaraz ci pokażę, ile mię kosztuje, jeśli nie przestaniesz tak mówić — przerwał Jan. — A co, Dot, o małom nie zażartował?
— Ty tak zawsze! — zauważył fabrykant zabawek. Zawsześ dobry, pozwól zobaczyć. Zdaje się już wszystko.
— Nie sądzę. Spróbuj poszukać!
— Może co dla naszego pryncypała — wymówił Kaleb po namyśle. — No naturalnie! przecież po tom przyszedł. Ale głowę mam strasznie zajętą arkami Noego i różnemi różnościami. Przecież gospodarz nie był tu, nie był?
— Nie — upewnił woźnica. — Niema czasu, zajęty teraz konkurami.
Z tem wszystkiem on tu zajdzie, bo kazał mi iść naszą stroną drogi, gdy będę wracał do domu. Lepiej pójdę wcześniej. Bądź pani tak dobrą, pozwól uszczypnąć Boksera w ogon, tylko przez chwilkę, czy pani zgadza się?
— Cóż to za pytanie, Kalebie?
— O, nie obawiaj się pani — wyjaśnił człowieczek — przypuszczam, że mu się to nie podoba. Dopiero co odebrałem zamówienie na psy szczekające i bardzobym chciał wykonać to jak można najnaturalniej, po sześć pensów sztuka. To wszystko. Niech się pani nie lęka.