Raz jeszcze obrzuciwszy izbę bystrem spojrzeniem, wyszedł w towarzystwie Kaleba, dźwigającego na głowie kołacz weselny.
Woźnica tak był przerażony zachowaniem się żony, tak starał się ją uspokoić i natchnąć odwagą, że prawie aż do chwili odejścia obcych, zapomniał o obecności nieznajomego, gdy tenże został sam jeden.
— Czemu on tu siedzi? — powiedział Jan — wskazując go żonie.
— Trzeba mu napomknąć, aby sobie odszedł.
— Przebacz, mój przyjacielu — rzekł stary jegomość, przysuwając się do gospodarza — tem bardziej mi przykro, że twoja żona, zdaje się, nie zupełnie zdrowa; lecz mój przewodnik, bez którego z powodu kalectwa prawie obejść się nie mogę — tu wskazał na uszy i pokiwał głową — nie przyszedł dla jakiejś przyczyny; obawiam się, że zaszło nieporozumienie. Czas brzydki, który mnie zmusił szukać schronienia na twym wygodnym wozie, ani trochę się nie zmienił. Czy nie byłbyś tak dobry dać mi nocleg za opłatą?
— Niewątpliwie, niewąpliwie — podchwyciła Dot — z wielką chęcią.
— O! — przemówił gospodarz, zdziwiony jej pospiechem. — Przypuśćmy, że nie mam nic przeciw temu, tylko naprawdę nie wiem.
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.