Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

— Szsz! przerwała żona — mój drogi Janie.
— Ależ on przecież głuchy zupełnie — rzekł Jan.
— No, tak, ale zawsze... Tak, panie, to się rozumie. To się rozumie. Ja mu zaraz posłanie przyrządzę, Janie!
Kiedy wybiegła z izby, zwinność jej usposobienia i zmieszanie do tego stopnia zaniepokoiły męża, że stanął, patrząc za nią, zupełnie zbity z tropu.
— Oto mamusie poszły słać łóżeczka — zabawiała tymczasem małego Tilly — a włoski mu urosną ciemnoblond i kędzierzawe, a gdy zdejmą z niego czepeczki, wszystkie pieszczotki przelękną się, wszystkie, wszystkie, jakie będą siedzieć przy ognisku.
Z bezwiednem upodobaniem czepiania się drobnostek, jakie często opanowuje zgnębiony i rozstrojony umysł, woźnica machinalnie powtarzał te niedorzeczne słowa, chodząc wzdłuż i wszerz po izbie. Powtarzał je tyle razy, że nauczył się ich na pamięć, i nie przestał powtarzać, jak wyuczonej lekcyi, nawet wtedy, gdy Tilly zamilkła i dłońmi zaczęła nacierać gołą główkę dziecięcia (jak to niańki dla zdrowia czynią), poczem znów nałożyła mu czepeczek.
— „I wszystkie pieszczotki przelękną się“. Hm, dziwi mnie, co mogło przestraszyć Dot! — mruczał gospodarz, chodząc po izbie.