Odpędzał od siebie podszepty Tekltona, lecz one budziły w nim niejasną, nieokreśloną trwogę. Przecież ten Teklton był bystry i chytry, a Jan z goryczą uznawał swoje ograniczenie i jadowita wzmianka gościa toczyła mu serce. Niewątpliwie, nie próbował odszukać związku między gadaniną Tekltona i dziwnem postępowaniem żony, lecz jedno i drugie ściśle plątało się ze sobą i nie mógł rozdzielić tych dwóch szczegółów.
Wkrótce posłanie było przygotowane i nieznajomy odszedł, podziękowawszy za wszelki poczęstunek, prócz szklanki herbaty. Wtedy Dot — zupełnie już uspokojona, jak sama mówiła — przysunęła duże krzesło do kominka dla męża; nałożyła mu fajkę i podała, poczem siadła na niziutkiej ławeczce tuż obok niego.
Zawsze siadała na tej ławeczce, zapewne znajdując ją wygodną i miłą.
Z czasem Dot stała się najzręczniejszą w świecie nakładczynią fajek. Warto było widzieć, jak wsuwała swój cienki paluszek we fajkę, potem ją przedmuchiwała, aby przeczyścić; potem, udając obawę, że jest jeszcze zanieczyszczona, podnosiła do oczu, jak teleskop, robiąc równocześnie różne grymasy swoją ładną twarzyczką. W tych chwilach pani Piribingl była nieporównana. Co się zaś tyczy nakładania fajki, to czyniła to po mistrzowsku; a jej zręczne podawanie ognia za pomocą skręconego
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.