w pracowni Kaleba Plemmera nie znalazłyby typowego wcielenia z zamiarem lub mimowoli. A to wcale nie w powiększonych rozmiarach, dlatego, że tylko miniaturowe dźwignie zmuszały mężczyzn i kobiety wykonywać dzikie skoki dla uciechy widzów. W pośród tych wszystkich przedmiotów Kaleb i córka jego siedzieli przy robocie. Ślepa dziewczynka napychała lalki a ojciec jej barwił i pokrywał lakierem fasadę pięknego cztero-piętrowego domku.
Troska, wypiętnowana na rysach Kaleba i roztargniony a równocześnie zamyślony jego wygląd, odpowiedni dla jakiegoś alchemika lub skupionego filozofa, od pierwszego wejrzenia dziwny stanowiły kontrast z jego zajęciem i drobnostkami otoczenia. Lecz drobnostki, wymyślane i wykonywane dla chleba, mają ważne znaczenie; mimo tego, nie twierdzę bynajmniej, że gdyby Kaleb był lordem-kanclerzem lub członkiem parlamentu, lub wreszcie wielkim myślicielem, mniejsząby wagę przywiązywał do drobnostek, ale bardzo wątpię, żeby te drobnostki były tak samo nieszkodliwe.
— A więc zmoczył cię deszcz wczoraj, ojcze, w twoim paradnym nowym płaszczu? — spytała córka.
— Tak, w moim nowym płaszczu, — odrzekł Kaleb, spojrzawszy na starannie rozwieszone na sznurze okrycie z rogoży, o którem już wspomniałem.
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.