Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

i trzymać idyotkę pod kluczem. Coraz z nią gorzej.
Kaleb złożył ręce i z roztargnieniem patrzył w dal podczas mowy młodej dziewczyny, jakgdyby w samej rzeczy nie wiedział dokładnie, (jestem pewien, że tak było) czy Teklton zrobił co takiego, coby zasługiwało na wdzięczność, czy nie zrobił? Gdyby w danej chwili pozostawiono mu pełną swobodę działania i zażądano pod grozą śmierci, aby według zasługi zabił Tekltona lub padł mu do nóg, myślę, że ten człowiek nie wiedziałby, jak ma postąpić. Tymczasem wiedział doskonale, że własnoręcznie i z taką ostrożnością przyniósł do domu maleńki różany krzaczek dla swej córki, i że jego własne usta wymówiły niewinne kłamstwo w tym celu, iżby córka nie odgadła, jak odmawiał sobie wszystkiego, by ją szczęśliwszą uczynić.
— Berto — rzekł Teklton, nadając swemu głosowi pewną uprzejmość — podejdź tu bliżej.
— O, ja prosto pójdę do pana! Nie trzeba mnie prowadzić.
— Czy odkryć ci sekret, Berto!
— Jak pan chce — żywo odpowiedziała dziewczynka.
Jakże pałała twarz niewidomej, jak wyładniała w swem natężonem oczekiwaniu.
— Dziś jest dzień, w którym zwyczajnie przyjeżdża do was z wizytą ta mała kręciocha, rozpieszczone dziecko, żona Piribingla, ona tu