Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

Może poproszę, abyś mnie znowu w drodze zabrał, ale daję słowo, że nie zasnę, jak martwy, na ten raz.“ W samej rzeczy spał wtedy bez pamięci. O czem tak zamyśliłaś się, Dot?
— O czem zamyśliłam się, Janie? Ja... ja słuchałam ciebie.
— No, dobrze! — rzekł prostoduszny Jan. — A już bałem się, patrząc na twarz twoją, żem ci dokuczył gadaniną i że myślisz o czem innem. Ledwo, ledwo tego nie pomyślałem, słowo uczciwości. Dot nic nie odpowiedziała i czas jakiś w milczeniu trzęśli się w swoim wózku. Ale w rydwanie Jana Piribingla — trudno było przez dłuższy czas zachować milczenie, bo do każdego przechodnia trzeba było przemówić cośkolwiek, chociażby tylko: „jak się miewacie!“ I bardzo często rzecz się na tem kończyła, bo odpowiedź na to zwyczajne pozdrowienie nie była tak łatwą i wymagała nietylko pochylenia głowy i uśmiechu, ale tak silnego naprężenia płuc, jak przewlekłe mowy w parlamencie. Niekiedy piesi i jeźdźcy dążyli koło wózka umyślnie, aby pogawędzić; w tych wypadkach obie strony gadały na wyścigi.
W dodatku Bokser dawał powód wielu spotkaniom. Każdy go poznawał w drodze, szczególniej zaś kury i świnie, które przy jego zbliżeniu, kiedy ku nim pędził, zawracały na bok, ostro nastawiwszy uszy i zadarłszy kuse ogony, z pośpiechem uciekały do swych kryjówek na