Jeszcze dwoje z obecnych, prócz narzeczonych, nie brało udziału w proponowanym toaście. Jedną z tych osób była Dot, zbyt zaczerwieniona i zmieszana, aby zwrócić na cokolwiek uwagę, drugą Berta, która pośpiesznie wstała z miejsca i wyszła z za stołu.
Bywajcie zdrowi — rzekł Jan, naciągając na siebie płaszcz nieprzemakalny. Zajadę z powrotem, jak zwykle. Bywajcie zdrowi, wszyscy!
— Bywaj zdrów, Janie — odezwał się Kaleb.
Mówił to machinalnie i równie bezwiednie robił ręką znak pożegnania, bo całą jego uwagę ściągnęła Berta, którą śledził trwożliwem, niepewnem spojrzeniem.
— Bywaj zdrów, młodzieńcze! — wymówił wesoły woźnica, schylając się, aby pocałować swego synka, który zasnął i szczęśliwie został ułożony na posłaniu, przygotowanem przez Bertę. Niańka tymczasem pracowała nożem i widelcem. — Bywaj zdrów! przyjdzie czas, mam nadzieję, że ty mój przyjacielu wyprawisz się na mróz, a ojcu pozwolisz rozkoszować się fajeczką i grzać przy kominku bolące od reumatyzmu kości. Prawdę mówię, co? Ale gdzież jest Dot?
— Jestem tu, Janie! — odpowiedziała, wstrząsając się, pani Piribingl.
— Chodź tu, chodź, wołał mąż, klaskając w ręce. A gdzież fajka?
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.