— Zupełnie zapomniałam o niej, Janie.
— Zapomniałaś o fajce! Słyszane to rzeczy! Ona! Zapomniała o fajce.
— Ja... ja zaraz ją nałożę. To niedługo potrwa.
Jednakże sprawa poszła nie tak łatwo. Fajka leżała na zwykłem miejscu, w kieszeni nieprzemakalnego płaszcza woźnicy, razem z małym kapciuchem jej własnoręcznej roboty, z którego Dot napełniała ją zawsze tytoniem. Ale ręka jej drżała tak silnie, że zaplątała się w kieszeni (chociaż była tak mała, że z łatwością można ją było stamtąd wydobyć, jestem tego pewny) i młoda kobieta wydobyła ją z trudem. Nałożenie i zapalenie fajki, te małe obowiązki, które Dot wykonywała z takiem mistrzowstwem — stanowczo na ten raz jej nie udawały się. Teklton cały czas stał, milcząc, chytrze spoglądając na nią swem napół zakrytem okiem, przez co najwidoczniej zwiększał pomieszanie młodej kobiety.
— Aj, jakaś dziś niezręczna, Dot! — zauważył Jan. — Naprawdę sambym to lepiej zrobić potrafił.
Z temi słowy wyszedł i wkrótce głos jego słychać było na ulicy wraz ze szczekaniem Boksera, uderzeniami kopyt starego konia i turkotu wózka, który w takt tej muzyki mknął po szerokiej drodze. W czasie całej tej sceny zamyślony Kaleb nie poruszył się z miejsca, śledząc uważnie ślepą swą córkę.
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.