Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

postacie z mojego serca wzlatywały ku niebu, może nie były do was istotnie podobne. Ale te uczucia nie trwały długo, przechodziły, a jam znów była spokojna i zadowolona.
— Przejdą i teraz — pocieszał ją Kaleb.
— Ale, ojcze drogi! Mój dobry, kochany ojcze, miej cierpliwość, choć jestem tak niedobrą — mówiła ślepa. Ten ból tak mi cięży straszliwie.
Jej ojciec umiał tylko z nią cierpieć; mówiła tak poważnie, z takiem uczuciem, a on wciąż jeszcze jej nie rozumiał.
— Przyprowadź ją do mnie — powiedziała Berta. — Ja nie mogę tego taić i kryć w swem sercu. Przyprowadź ją do mnie, ojcze! Zauważywszy jego wahanie, powiedziała wprost: Mey, przyprowadź Mey!
Usłyszawszy swe imię, narzeczona Tekltona spokojnie podeszła do niej i dotknęła jej ręki. Szybko obróciwszy się ślepa schwyciła ją obiema rękami.
— Popatrz na twarz moją, moja droga, moja najmilsza! Popatrz dobrze twemi ślicznemi oczami i powiedz mi, czy jest na niej wyryta prawda?
— Tak, Berto.
Podnosząc smutną, niewidomą twarzyczkę, po której spływały łzy, ślepa odezwała się do niej:
— W mej duszy niema ani jednego pragnienia, ani jednej myśli wrogiej dla ciebie,