Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

czynna, maleńka Dot — dlatego, że ona istotnie była taką mimo wszelkich swych wad, chociaż być może nadejdzie czas, w którym ją znienawidzicie. Tak więc, powtarzam, jej obecność była wielkiem dobrodziejstwem dla wszystkich tych ludzi; w przeciwnym razie, Bogu wiadomo, czemby się to skończyło. Dot, która już zdążyła oprzytomnieć i opanować się, wmieszała się do rozmowy, nie pozwalając Mey odpowiadać Kalebowi ani słowem.
— Chodźmy, chodźmy, droga Berto, chodźmy stąd. Weź ją pod rękę, Mey. Dobrze. Widzisz, jak ona się już uspokoiła i jak to dobrze z jej strony, że nam jest posłuszna, mówiła wesoła maleńka kobietka, całując niewidomą w czoło. — Chodź stąd, kochana Berto, chodź. Oto jej poczciwy ojciec, ten z nią pójdzie; przecież odprowadzisz Bertę, Kalebie? No — naturalnie.
Tak, Dot była dobrą, szlachetną naturą i w podobnych wypadkach tylko bardzo uparty charakter mógłby oprzeć się jej wpływowi. Wyprowadziła z izdebki Kaleba z córką, aby swobodnie mogli się uspokoić i pocieszyć wzajemnie, o czem wcale nie wątpiła — potem wróciła lekkim krokiem, świeża jak stokrotka, a może jeszcze świeższa. Jej zamiarem było pilnować czupurnej, czcigodnej damy w czepcu i rękawiczkach, aby ta miła staruszka nie zdołała porobić niepożądanych odkryć.