Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Ta myśl niebezpieczną była przy posępnym nastroju jego duszy: myśl gniewu, skłaniająca go do zemsty; ulegając jej, Jan mógł zamienić wesoły domek na przeklęte miejsce, któregoby obawiali się przechodnie, a w oknach którego ludzie bojaźliwi widywaliby przy bladem świetle księżyca walczące ze sobą cienie i słyszeli dzikie wycie w czasie zawieruchy. Rywal był młodszy od oszukanego męża! Tak, tak; jakiś zakochany, władnący sercem, które nigdy do niego nie należało. Ktoś z dawnych wybrańców Dot, przedmiot jej myśli i marzeń, za którym tęskniła i tęskniła, wtedy, gdy Jan uważał ją za tak szczęśliwą w małżeństwie. O, jakaż męka śmiertelna — myśl o tem!
Dot była na górze z maleństwem, które spać układała. Kiedy Jan siedział zamyślony u kominka, zbliżyła się do niego tak cicho, że pogrążony w swym smutku tego nie zauważył i przysunęła ławeczkę do nóg jego. Dopiero wtedy spostrzegł jej obecność, gdy dotknęła jego ręki i w twarz mu zajrzała.
Ze zdziwieniem? Nie. To od razu uderzyło Jana i spojrzał na nią powtórnie, aby sprawdzić swoje wrażenie. Nie, bez zdziwienia. Było to bystre pytające spojrzenie, ale nie zdziwione. Z początku poważne i z przebłyskiem trwogi, ale potem zajaśniało dziwnym strasznym uśmiechem. Dot odgadła myśli Jana; potem już nic nie widział, prócz jej rąk złożonych, przyciśnię-