swoje zajęcie przy kominku i na stół już nakryty, z taką chytrą i zadzierzystą minką, że jeszcze śliczniejszą się wydała. Tak więc Dot wesoło ich wyprawiła, kłaniając się tancerzom, gdy koło niej przechodzili jednemu po drugim, ale z tak komiczną obojętnością, że jeśli byli wielbicielami Dot, powinniby zaraz się utopić. I napewno byli wielbicielami, bo niepodobna było oprzeć się jej czarowi. Dot jednak z natury nie była zimna. O, nie! bo gdy do drzwi zbliżył się jeden znajomy woźnica, z jakąż radością podbiegła ku niemu!
Znów elfy skierowały na niego swe oczy, jakby chciały powiedzieć: „Czy ta kobieta mogła cię oszukiwać!“ Jakiś cień padł na zwierciadło czy obraz; nazwijcie to, jak chcecie. Wielki cień nieznajomego, kiedy po raz pierwszy stanął pod ich dachem; zasłonił sobą i zamazał wszystkie inne przedmioty. Ale skrzętne elfy pracowały, jak pszczółki, żeby go odsunąć. I Dot znowu ukazała się, po dawnemu jasna i prześliczna. Kołysząc swoją dziecinę i usypiając ją cichą piosenką, przytuliła główkę do ramienia tej samej zamyślonej postaci, obok której stał czarodziejski świerszcz.
Noc — chcę powiedzieć, prawdziwa noc, a nie ta, którą wskazuje czarodziejski zegar — teraz rozjaśniła się; i w tem stadyum rozmyślań woźnicy wyjrzał księżyc i jasno oświecił niebo. Zapewne jakiś spokojny i łagodny promień
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.