Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale zjadliwej ironii nie zauważył woźnica, który z kolei siadł i zasłonił twarz na chwilę, zanim się odezwał.
— Wczoraj wieczorem pokazałeś mi pan moją żonę, — zaczął wreszcie, — moją żonę, — moją żonę, którą kocham; skrycie...
— I czule — wtórował Teklton.
— Dopomagała do przebrania się temu człowiekowi i dała mu sposobność do widzenia się sam na sam. Pewien jestem, że niema dla mnie przykrzejszego widoku. Jestem pewien, że niema w świecie człowieka, któremu mniej chciałbym zawdzięczać to odkrycie, jak panu.
— Przyznaję, żem zawsze miał podejrzenie, zauważył Teklton, — i dlatego tak mnie tu nie lubili, wiem o tem.
— Ale ponieważ otworzyłeś mi pan oczy, — ciągnął woźnica, nie zwracając na jego słowa uwagi, — ponieważ widziałeś ją, moją żonę, którą kocham, — jego głos i wejrzenie stały się twardsze, kiedy powtarzał te słowa, wyraźnie z silnie powziętym zamiarem — ponieważ widziałeś ją w tak złem świetle, więc słusznem i sprawiedliwem będzie, abyś pan spojrzał na nią mojemi oczami, żebyś wglądnął w moją duszę i poznał, co ja o tem myślę, dla tego że moje postanowienie powzięte — kończył Jan, badawczo patrząc na gościa. — I nic nie jest w stanie teraz go zachwiać.