Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

umysłu? Czyż pomyślałem, że moja ku niej miłość nie była zasługą i nie dawała mi żadnych szczególnych praw, bo każdy, kto znał moją Dot, musiał ją pokochać? Nie, o niczem tem nie pomyślałem, ale skorzystałem z jej nieopatrznego zaufania, skłonności do zamążpójścia i ożeniłem się z nią. Lepiej, gdybym był tego nie zrobił! Żałuję jej, nie siebie!
Handlarz zabawek patrzył na niego z wytężoną uwagą. Nawet napół przymrużone oko Tekltona teraz było otwarte.
— Niech ją Bóg błogosławi — ciągnął woźnica — za tę pogodną stałość, z jaką kryła to przedemną! I niech mi Bóg przebaczy, żem z powodu swej niedomyślności nie odgadł wpierw tego! Biedne dziecko! Biedaczka Dot! Jak mogłem nie domyśleć się, gdym widział, że jej oczy zachodzą łzami, gdy się mówiło o niedobranych małżeństwach w rodzaju naszego! Setki razy zauważyłem skrywane drżenie jej warg, a przecież ani razu nie przemknęło mi przez myśl podejrzenie aż do przeszłej nocy! Nieszczęśliwa! Jak mogłem przypuścić, że ona mnie pokocha? Jak mogłem uwierzyć, że jestem przez nią kochany!
— Ona bardzo popisywała się swoją miłością ku tobie — podchwycił Teklton. — Ona do tego stopnia udawała kochającą żonę, że mówiąc otwarcie, to mnie najpierw skłoniło do podejrzeń.