— Znam was wszystkich lepiej, niż sądzicie — powiedziała Berta. — Ale nikogo nie znam tak dobrze, jak miłą moją Dot. Nawet ciebie, ojcze. Około mnie niema nic ani w połowie tak rzeczywistego, tak istotnego, jak ona. Gdybym w tej chwili mogła przejrzeć, a nikt mi nie wskazał, gdzie ona, poznałabym ją w tłumie. Moja siostrzyczko!
— Berto, Berto — zaczął Kaleb — mam coś na sercu i muszę z tobą otwarcie pomówić, pokąd tu sami jesteśmy, bez obcych świadków. Posłuchaj mnie i nie gniewaj się. Muszę ci zrobić wyznanie, moja najmilsza.
— Wyznanie, ojcze?
— Odstąpiłem od prawdy i zbłądziłem, dziecko moje — wymówił Kaleb z bolesnym wyrazem na swej roztargnionej twarzy. — Odstąpiłem od prawdy, sądząc, że ci tem pożytek przyniosę i postąpiłem z tobą okrutnie.
Niewidoma zwróciła ku niemu skamieniałą od zdziwienia twarzyczkę i powtórzyła:
— Okrutnie?
— On się zbyt surowo oskarża, Berto — wtrąciła Dot. — Zaraz sama o tem się przekonasz. Ty pierwsza go usprawiedliwisz.
— On dla mnie okrutny! — zawołała Berta z niedowierzającym uśmiechem.
— Bezwiednie, moje dziecko — rzekł Kaleb. — Ale rzeczywiście byłem okrutnym, choć nie przypuszczałem tego do wczorajszego
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.