— Widzę — odrzekła Dot, która doskonale zrozumiała niewidomą — starca, siedzącego na krześle, smutnie pochylonego i opartego na ręce. Czy znajdzie pociechę u swej córki, Berto?
— Tak, tak. Ona go pocieszy. Mów dalej.
— Jestto starzec, wyczerpany pracą i troską. Zgarbiony, zamyślony, siwy człowiek. Rozstrojony, zgnębiony opuścił ręce. Lecz przedtem, Berto, widziałam go wiele razy w ciężkiej walce z życiem dla jednego, wielkiego i świętego celu i szanuję jego siwą głowę.
Ślepa dziewczynka wyrwała się z jej rąk i rzucając się na kolana przed ojcem, przycisnęła jego głowę do swej piersi.
— Przejrzałam, przejrzałam! — wykrzyknęła. — Byłam ślepą, teraz mi się oczy otworzyły. Ja go nigdy nie znałam. Mogło się zdarzyć, żebym umarła, nie znając w prawdziwem świetle ojca, który mi tyle miłości okazywał!
Wzruszenie Kaleba nie da się opisać żadnemi słowy.
— Niema na świecie nikogo, choćby najpiękniejszego — wołała dziewczyna, tuląc go w swych objęciach — kogobym kochała tak serdecznie i tak czciła, jak ciebie! Im większa siwizna na twej głowie, im starsza twarz twoja, tem droższy mi jesteś, ojcze! Niechże już nikt nie mówi, żem oślepła na nowo! Żadna twoja
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.