Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze — wymówiła Berta niezdecydowanym głosem — Marya.
— Tak, moja droga — odrzekł Kaleb — ona jest tu.
— W niej nic się nie zmieniło? Nie zwodziłeś mnie z jej powodu?
— Boję się, moja droga, że mógłbym ją przedstawić tylko gorzej, gdybym pomyślał zmienić w niej cośkolwiek. Dla niej wszystkie upiększenia zbyteczne.
Choć ślepa dziewczynka z góry pewną była potwierdzającej odpowiedzi ojca, jednak przy tych słowach, zaczęła ściskać Dot z dumą i zachwytem. Był to przejmujący widok.
— Z tem wszystkiem — rzekła pani Piribingl — mogą zajść wielkie zmiany, Berto, których się nie spodziewasz. Zmiany ku lepszemu, chcę powiedzieć, zmiany, które ogromnie uradują niektórych z nas. Nie trwóż się, jeśliby stało się coś podobnego, pamiętaj. Sza, zdaje się, koła turkoczą na drodze? Masz dobry słuch, Berto. Czy jedzie kto?
— Tak i to bardzo szybko.
— Ja... ja... ja wiem, że masz słuch bardzo dobry — powtórzyła Dot, przyciskając rękę do serca i sypiąc słowami, aby tem zakryć swoje pomięszanie — częstom to zauważyła; przecież niedawniej, jak wczoraj poznałaś te obce kroki. Ale dlaczegoś powiedziała, jak doskonale pamiętam: „czyje to kroki?“ Ale dlaczego zwró-