jej w razie potrzeby choćby siłą na ścieżkę szczęścia i przebaczenia.
Gdy ją odkryła ekspedycya, to z początku nie chciała słuchać żadnych tłumaczeń, powtarzając niezliczoną ilość razy swe gorzkie narzekania, że dożyła takiego dnia! Nic nie można było z niej wydobyć, prócz jęku: „nieście mnie teraz do grobu!“ — a to okazało się krzyczącą niedorzecznością wobec tego, że jeszcze nie umarła i nie dawała oznak blizkiej śmierci. Po jakiejś chwili gwałtowna jej rozpacz przeszła w tragiczny spokój i czcigodna dama zaznaczyła, że gdy w handlu indygiem zaszedł ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności, już z góry przeczuła, jaki gorzki los od tej chwili stanie się jej udziałem. Niczego więcej nie oczekiwała od życia, prócz wszystkich możliwych zniewag, ona nawet rada temu i prosi dobrych ludzi, aby nie troszczyli się o nią, bo w istocie — czemże ona jest takiem? O, Boże! niczem! Tak więc, niech lepiej wszyscy zapomną o jej istnieniu na świecie, niech sobie żyją, jak chcą, bez niej. Od tych gorzkich sarkazmów pani Filding wpadła w gniew, w zapale którego wyrwało jej się zasługujące na uwagę zdanie, że i robak się kurczy, gdy go depcą nogą. Ale i gniewny wybuch niespodzianie ustąpił miejsca żałosnej skardze, że młodzież umyśliła kryć się przed nią i pozbawiła się przez to ku własnej swej szkodzie mądrych jej przestróg.
Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.