Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Lekarz usłuchał, a mężczyzna zamknął drzwi na łańcuch i wskazał drogę do niewielkiego gabinetu przy końcu korytarza.
— Czy nie przybyłem za późno?
— Za wcześnie! — brzmiała odpowiedź.
Chirurg odwrócił się, a na twarzy jego odmalowało się zdumienie, pomieszane z przerażeniem, którego nie zdołał w tej chwili opanować.
— Pan będzie łaskaw zaczekać tu — rzekł mężczyzna, czytając w jego myślach — niedługo, pięć minut, zaraz będzie gotowe.
Lekarz wszedł do pokoju. Mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Był to niewielki, chłodny pokoik, któremu za całe umeblowanie służyły dwa sosnowe krzesła i stół z tego samego materjału. Garść płonących drewek, nieodgrodzona barjerą, jarzyła się na ruszcie, i jeżeli nie ogrzewała dostatecznie powietrza, to przynajmniej czyniła łatwiejszą do zniesienia wilgoć, która ściekała ze ścian kroplami stęchłej wody, podobnemi do wydłużonych ślimaków. Okno, którego rozbite szyby załatane były kawałkami papieru, wychodziło na kwadratowy ogrodzony placyk, stojący niemal całkowicie pod wodą. Ani jeden dźwięk nie wydobywał się z głębi domu, ani jeden szmer nie rozbrzmiewał poza jego obrębem. Młody chirurg usiadł przy zaimprowizowanym kominku, oczekując z niecierpliwością wyników swej pierwszej wizyty lekarskiej.
Nie przeszło i pięć minut, kiedy do ucha jego dobiegł turkot nadjeżdżającego pojazdu. Wóz (mogła to być dorożka) stanął przed domem. Dał się słyszeć skrzyp drzwi od ulicy, zabrzmiał odgłos cichej rozmowy, zmieszanej z łoskotem ciężkich