wiedział, w którą stronę się zwrócić. Dopiero kiedy kobieta rzuciła się naprzód i gorzko zawodząc, padła na kolana przed łóżkiem, zorjentował się, gdzie leży pacjent.
Wyciągnięte na łóżku, zawinięte szczelnie w płócienny całun i okryte kołdrami, leżało ciało ludzkie, sztywne i nieruchome. Głowa i twarz mężczyzny były odkryte, ale przewiązane bandażem, który przechodził pod podbródkiem i owijał czoło. Oczy były zamknięte. Lewe ramię ołowianym ciężarem zwisało z łóżka. Kobieta ściskała namiętnie skostniałą dłoń. Chirurg odsunął ją delikatnie nabok i sam ujął puls chorego.
— Boże — zawołał, puszczając instynktownie rękę pacjenta — on już nie żyje!
Kobieta zerwała się z klęczek i klasnęła rozpaczliwie w dłonie.
— O, niech Pan tego nie mówi! — wydarł się z jej ust szaleńczy niemal okrzyk. — O, niech Pan tego nie mówi. Nie mam siły do słuchania takich strasznych słów — nie zniosę! Przecież tyle razy przywracano do życia ludzi, których nieumiejętni i niedoświadczeni lekarze uznawali już za łup śmierci. I tyle razy umierali chorzy, których możnaby było ocalić, gdyby zastosowano właściwe środki. Niech Pan go tak nie zostawia, drogi Panie, nie przedsiębiorąc niczego celem uratowania! Być może, że właśnie w tej chwili ulatnia się z niego ostatnia iskra życia — może da się ją jeszcze rozdmuchać, rozjarzyć, rozpalić, rozniecić. Na miłość boską — niech Pan spróbuje!
Mówiąc to, rozcierała gwałtownie najpierw czoło, a potem pierś mężczyzny, leżącego nieruchomo przed nią. Następnie dzikiemi, obłąkanemi ude-
Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.