— Mój syn — odrzekła i bez czucia padła mu do nóg.
Tak było w samej rzeczy. Towarzysza, niewątpliwie współuczestnika winy, uwolniono wobec braku wyraźnych dowodów, a jego skazano na śmierć i stracono. Nie potrzeba wyszczególniać okoliczności przestępstwa: mogłoby to wywrzeć bardzo bolesne wrażenie na kilku żyjących jeszcze osobach. Był to jeden z tych wypadków, jakie zdarzają się dość często. Matka wdowa, bez przyjaciół, bez pieniędzy, morzyła się głodem, aby tylko wychować syna — sierotę. Chłopiec nie zważał na jej błagania, nie zważał na cierpienia, jakie przeszła dla niego — na jej nieustające troski, na poświęcenia — rzucił się głową nadół w męty życia, stał się rozpustnikiem, zbrodniarzem; nagroda za to życie zmarnowane: śmierć z ręki kata, hańba matki, jej złamane życie, jej stargane zdrowie.
Od opisanego wyżej zdarzenia upłynęły lata. Szczęśliwe i nieszczęśliwe koleje losu kazałyby każdemu innemu człowiekowi dawno zapomnieć o istnieniu biednej wdowy. Ale młody chirurg codziennie odwiedzał obłąkaną, bezbronną kobietę. Nietylko usiłował jej przynieść ulgę uprzejmemi słowy i serdecznem obejściem, ale także dopomagał jej w biedzie hojnemi ofiarami pieniężnemi, które jej pozwoliły nie troszczyć się o podtrzymanie i tak już niedługiego życia. W krótkim przebłysku świadomości i pamięci, jaki poprzedził śmierć nieszczęsnej istoty, z ust jej wzniosła się gorąca modlitwa za jego zdrowie i szczęście. Ta modlitwa dosięgła obrębów nieba i uszu Boga. Błogosławieństwa, które niegdyś hojną dłonią szlachetny
Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.