Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doprawdy, porównając go z wami, nie widzę szczególnego podobieństwa, — odparł, dobrze wiedząc, jakiej odpowiedzi od niego oczekiwano.
— Nie sądzisz, że jest podobny do mnie? — zaryzykował siostrzeniec, przybierając minę znawcy.
— O, napewno nie! — odpowiedział Dumps z niedwuznacznym naciskiem. — Napewno nie! Ależ! Skąd!
— A do Janiny? — zapytał Kitterbell niemal szeptem.
— Nie, mój kochany, bynajmniej. Nie jestem oczywiście znawcą w tej materji; ale wydaje mi się, że chłopak raczej przypomina jedno z grających na trąbie czupiradeł jakie niekiedy można ujrzeć na płaskorzeźbie grobu! — Niańka nachyliła się nad dzieckiem, z trudem tamując wybuch śmiechu. Papa i mama mieli tak nieszczęśliwe miny jak ich przemiły wujaszek.
— Nie szkodzi! — pocieszał się ojciec, skrywając rozczarowanie. — Jak go poznasz lepiej, zmienisz zdanie. Zobaczysz go dzisiaj wieczór bez tego płaszcza.
— Dziękuję, — rzekł Dumps, czując się niezmiernie zaszczyconym.
— A teraz, moja droga, — zwrócił się Kitterbell do żony, — komu w drogę, temu czas. Wuju, w kościele będzie na nas czekać drugi ojciec chrzestny z chrzestną matką — państwo Wilson z przeciwka — przemili ludzie. Kochanie czyś ubrała się ciepło.
— Tak, kochanie.
— A możebyś włożyła jeszcze jeden szal? — nalegał czuły małżonek.