Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! Nie! — krzyknął Dumps, nie przestając nurzać rąk w kieszeniach.
— Czy — czy — nie dzbanek, o którym mówiłeś dziś rano?
— Tak, dzbanek! — odpowiedział Dumps, osuwając się w krzesło.
— Jakżeś mógł coś podobnego zrobić? — spytał Kitterbell z wyrzutem. Pewien jesteś, że wziąłeś go z domu?
— Tak! Tak! Aha już wiem! — Przez głowę przeszła mu okropna myśl. — Co ze mnie za nieszczęsny pies — urodziłem się na męczarnie. Wiem wiem: to ten uprzejmy młodzieniec, ten młody dżentlmen!
— Pan Dumps, — zaanonsował zieleniarz w pół godziny potem, wprowadzając do salonu chrzestnego ojca, który tymczasem zdążył już ochłonąć. — Pan Dumps! — wszystkie oczy zwróciły się ku drzwiom. Wszedł Dumps, czując się tak bardzo w swoim żywiole, jak powiedzmy — łosoś, spacerujący po wysypanej żwirem szosie.
— Wuju! — odezwał się Kitterbell, przedstawiwszy Dumpsa dziesięciu wybranym przyjaciołom. — Pozwól, że zaprowadzę cię na drugą stronę pokoju i zapoznam z panem Dantonem. Co to za człowiek! Zobaczysz — spodoba ci się. — Nieszczęśnik tak był posłuszny, jak tresowany niedźwiedź.
Pan Danton był młodzieńcem w wieku może dwudziestu pięciu lat. Rozporządzał bardzo niewielkim zasobem inteligencji i ogromną dozą bezczelności. Cieszył się wielkiem powodzeniem, zwłaszcza u panienek od lat szesnastu do dwudziestu-sześciu włącznie. Cudownie udawał rożek francuski, śpie-