Ze wszystkich szkół tańca, jakie kiedykolwiek oglądały światło dnia, żadna chyba nie cieszyła się tak wielką popularnością w obrębie swej dzielnicy, jak szkoła Signor Billsmethi’ego. Nie mieściła się ani w Wiosennych Ogrodach, ani na Newman-street, ani na Berners-street, ani Gower-street, ani Charlotte-street, ani na Percy-street, ani na żadnej innej z niezliczonych „streets“, które są odwiecznem siedliskiem robotników, aptekarzy i drobnych hotelarzy; wogóle nie leżała na Zachodnich Krańcach — zbliżała się raczej do wschodniej części Londynu, — sąsiadowała z ludną i ciekawą okolicą karczmy Gray’a. Nie była to arystokratyczna szkoła tańca — cztery szylingi i sześć pensów za kwartał, to stanowczo bardzo niewiele. Towarzystwo dobierano starannie, ograniczając liczbę uczniów do siedemdziesięciu pięciu i pobierając kwartalną opłatę zgóry. Były lekcje ogólne i prywatne — była sala balowa, był mały salonik. Rodzina Signor Billsmethi’ego liczyła się razem z salonem, jako umeblowanie, i przyczyniała się arcy — dzielnie do podniesienia opłaty za ten lokal. A więc uczeń miał salon Signor Billsmethi’ego, aby tańczyć w nim, i rodzinę Signor Billsmethi’ego, aby tańczyć z nią. A kiedy już dostatecznie otrzaskał
Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.
SZKOŁA TAŃCA.