Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Malderton; pozdrowił młode panny w czarujący, doprawdy, sposób; skłonił się przed panem Malderton i dotknął jego ręki z szacunkiem, który graniczył z uwielbieniem; zaś na powitania obu młodych Maldertonów odpowiedział nawpół uniżenie, a nawpół protekcjonalnie, co wyrobiło w nich przekonanie, że mają do czynienia z osobistością ważną, ale równocześnie wspaniałomyślną i łaskawą.
— Panno Malderton, — odezwał się wreszcie Horacy, składając niski ukłon, — czy wolno mi spodziewać się tak wielkiego szczęścia, czy wolno mi rościć sobie tak daleko sięgające pretensje, czy wolno mi żywić nadzieję, że mnie Pani udaruje zaszczytem...
— Wprawdzie, o ile wiem, nie prosił mnie dziś jeszcze nikt do tańca, — odpowiedziała Teresa, okupując obojętny ton straszliwym wysiłkiem — ale — to dla mnie tak wiele — nazbyt wiele zaszczytu i...
Horacy miał roztkliwiająco tragiczną minę.
— Będę szczęśliwa, — wyszeptała wreszcie, okraszając szept najwdzięczniejszym ze swych uśmiechów. Twarz Horacego wyjaśniła się, jak stary kapelusz na deszczu.
— Daję słowo, szlachetnie wychowany młodzieniec! — rzekł z zadowoleniem pan Malderton, kiedy Sparkins z partnerką przyłączyli się do kadryla.
— Umie gadać, niema co! — raczył pochwalić pan Fryderyk.
— Mor-rowy chłop! — wtrącił Tomek, który stale wyskakiwał, jak Filip z Konopi — mówi zupełnie, jak obwoływacz na licytacji.