Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo — i nieszczęsny Tom skurczył się do możliwie najmniejszych rozmiarów. Tej nocy państwo Malderton prowadzili długą rozmowę na temat przyszłych losów swej córki. Panna Teresa, kładąc się spać, rozważała, czy będzie mogła ze spokojnem sumieniem, o ile przez małżeńswo dostąpi tytułu, zapraszać w dalszym ciągu swe koleżanki; i przez całą noc śnili jej się przebrani lordowie, wielkie bale, strusie pióra, ślubne dary i Horacy Sparkins.
Niedzielny poranek upłynął na ścieraniu się rozmaitych przypuszczeń co do rodzaju komunikacji, jakiego użyje niecierpliwie oczekiwany Horacy. Czy ma powóz? — lub, czy to możliwe, aby przyjechał konno? — albo czy raczy zaszczycić swą obecnością zwykłe dyliżanse?
Te i tymi podobne domysły nurtowały dusze pani Malderton i córek. To też przez całe rano, od powrotu z kościoła, nie przestawały pracować umysłowo.
— Słyszałaś, moja droga, co za nieszczęście? Twój brat, ta kreatura najpospolitsza z pospolitych, zaprosił się do nas na obiad, — zwrócił się pan Malderton do żony. — Ze względu na zapowiedzianą wizytę pana Sparkins, umyślnie nie prosiłem nikogo, jednego Flamwell’a. A tu ten spada na kark — twój brat — zwyczajny kupiec — to przecież nie do zniesienia! Dałbym tysiąc funtów — niech tylko nie wspomina przed gościem o swoim sklepiku. Powinien być dostatecznie rozsądny, aby nie okazywać wszystkim, jaką zakałą jest dla rodziny. Ale on tak lubi paplać o tem — ładne wrażenie odniesie pan Sparkins!
Pan Jakób Barton, brat pani Malderton, był