— Niedawno. Przedwczoraj widziałem się z Lordem Gubbletonem.
— Mam nadzieję, że Jego Ekscelencja czuje się dobrze? — zapytał dalej Malderton tonem żywego zainteresowania. Nie trzeba chyba dodawać, że do tej chwili nie miał zielonego pojęcia o istnieniu takiej osobistości.
— Dziękuję — doskonale, doskonale się czuje. Djabelnie dobry chłop z niego. Spotkałem go w stolicy i gadaliśmy przez kilka godzin. Jesteśmy dobrzy, dobrzy znajomi. Niestety nie mogłem z nim dłużej rozmawiać, bo musiałem złożyć wizytę bankierowi, człowiekowi, którego majątek wynosi miljony, który jest także członkiem Parlamentu i z którym również łączą mnie bardzo ścisłe węzły przyjaźni.
— Wiem o kim mówisz, — odpowiedział gospodarz — który w rzeczywistości wiedział tyle, co sam Flamwell. — Robi interesy na skalę gigantyczną!
Było to wywoływanie wilka z lasu.
— A propos interesów, — odezwał się pan Barton, którego zaszczycono znacznie niższem miejscem przy stole. — Gość, którego świetnie znałeś Malderton, zanim ci się udało zrobić ten pierwszy zyskowny pasek, przyszedł niedawno do naszego sklepiku i —
— Barton, czy mogę cię poprosić o kartofel? — przerwał nieszczęsny gospodarz, pragnąc zdusić zło w zarodku.
— Naturalnie, — odparł kupiec, nie zdając sobie sprawy z istotnego celu, jaki miał na oku szwagier: — i powiedział bardzo prosto i zwyczajnie...
Strona:PL Karol Dickens - Cztery siostry.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.