Dombi siedział w kącie ciemnej komnaty w dużym fotelu przy łożu, a syn ciepło otulony spoczywał w plecionej kolebce, przytulnie ustawionej na kanapie koło kominka przed ogniem, niby świeżo upieczona bułeczka, którą kładą w ogrzanem miejscu, nim przypieką.
Dombi — ojciec miał około czterdziestu ośmiu lat; syn około czterdziestu ośmiu minut. Dombi był łysy, czerwony, zgoła przystojny i wspaniałej postawy, choć nazbyt poważny, by mógł ku sobie przyjaźnie usposabiać. Syn był całkiem czerwony i łysy, dziecię, — niema co mówić — miłe i piękne, choć jakby pogniecione i z plamami na ciele. Czas i rodzona siostra jego — troska — owa para bliźniąt bez braku pustosząca dziedzinę ludzką — zapisały już na czole Dombi kilka złowieszczych rysów, jak drwale na pniu, przeznaczonym na zrąb. Srogie bliźnięta wciąż chodzą po ludzkim lesie i tu i owdzie kładą swe znaki. Oblicze syna było wzdłuż i poprzek porysowane mnóstwem malutkich zmarszczek, lecz zdradziecki czas tępą stroną swej niszczącej kosy miał wyrównać i wygładzić dla siebie to nowe pole, aby później ryć na niem głębokie brózdy.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/10
Ta strona została przepisana.
I. Dombi i syn.