Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/102

Ta strona została przepisana.

po trwożnym dniu. Pan Dombi podał jej szklankę wina i zwrócił się z przemową.
— W ciągu sześciu miesięcy, spędzonych w moim domu, spełniałaś pani sumiennie swe obowiązki względem mego ukochanego syna. Pragnąc godnie wynagrodzić panią w chwili pomyślnie dokonanego obrzędu, przemyślałem, jakby to najodpowiedniej zrobić i radziłem się z drogą siostrą, panią...
— Czykk — przerwał dżentlmen, noszący to nazwisko.
— O, nie przerywaj pan, na miłość Boską! — błagała panna Toks.
— Chciałem oznajmić pani — ciągnął pan Dombi, rzuciwszy surowe spojrzenie na pana Czykk — żem się przy tem obmyślaniu kierował pierwszą rozmową z mężem jej, od którego dowiedziałem się, w jak smutnych warunkach żyje jej rodzina i w jak głębokiem nieuctwie rdzewieją jej dzieci.
Ryczards mocno zmieszała się tymi zarzutami.
— Nie podzielam wprawdzie mniemania zuchwałych literatów, głoszących niedorzeczną myśl powszechnego wykształcenia. Lecz uważam za potrzebne, aby sfera niższa była praw swych świadoma. To też uznaję potrzebę szkół. Mając prawo wybierać kandydata do zakładu, znanego pod nazwą „Dobroczynny tokarz“, gdzie dzieci nie tylko się wychowują stosownie