Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Zrazu Polli odmówiła kategorycznie; stopniowo jednak myśl jej godziła się z zuchwałem przedsięwzięciem. Nakoniec przekonawszy się, że raz jeden dom opuścić — to jeszcze niewielka bieda, uznała myśl Zuzanny za dobrą. Zaledwie to się stało, Pawełek zaczął płakać, jakby w przeczuciu, że to się niedobrze skończy.
— Co to dziecku? — pytała Zuzanna.
— Zdaje się, że przeziąbł — mówiła Polli, spacerując po pokoju i uciszając płaczące dziecko.
Dzień był chłodny, prawdziwy jesienny dzień. Kiedy niańka wyglądała chwilami w zalane szyby, na dworze gwizdał przejmujący wiatr, pożółkłe liście z szelestem sypały się z suchotniczych drzewek — i robiło się jej straszno, a serce ściskało się kurczowo i mocno tuliła do piersi zanoszące się od płaczu niemowlę.


VI. Druga strata Pawła.

Gorzkie dumy rojem obsiadły biedną Polli, gdy nazajutrz rankiem rozważyła niebezpieczeństwo zuchwałego zamiaru. Nieszczęsna matka już zdecydowała się z trwogą i drżeniem stanąć przed groźnem okiem pana Dombi i błagać o pozwolenie zobaczenia 147 numeru; lecz