Zrazu Polli odmówiła kategorycznie; stopniowo jednak myśl jej godziła się z zuchwałem przedsięwzięciem. Nakoniec przekonawszy się, że raz jeden dom opuścić — to jeszcze niewielka bieda, uznała myśl Zuzanny za dobrą.
Zaledwie to się stało, Pawełek zaczął płakać, jakby w przeczuciu, że to się niedobrze skończy.
— Co to dziecku? — pytała Zuzanna.
— Zdaje się, że przeziąbł — mówiła Polli, spacerując po pokoju i uciszając płaczące dziecko.
Dzień był chłodny, prawdziwy jesienny dzień. Kiedy niańka wyglądała chwilami w zalane szyby, na dworze gwizdał przejmujący wiatr, pożółkłe liście z szelestem sypały się z suchotniczych drzewek — i robiło się jej straszno, a serce ściskało się kurczowo i mocno tuliła do piersi zanoszące się od płaczu niemowlę.
Gorzkie dumy rojem obsiadły biedną Polli, gdy nazajutrz rankiem rozważyła niebezpieczeństwo zuchwałego zamiaru. Nieszczęsna matka już zdecydowała się z trwogą i drżeniem stanąć przed groźnem okiem pana Dombi i błagać o pozwolenie zobaczenia 147 numeru; lecz