Gdy biedna Polli szła ku drzwiom, Florcia chwyciła ją za suknię i zaczęła szlochać rozpaczliwie, błagając dobrą niańkę aby nie opuszczała domu. Co za cios dla dumnego ojca! Widzieć, jak własne dziecko, własna krew i ciało, którego niepodobna się wyprzeć, wiesza się w jego obecności na szyi obcej i wzgardzonej kobiety — to się chyba równa uderzeniu sztyletem w serce albo utkwieniu ostrej strzały w rozdartej piersi!
Wprawdzie nic mu do tego, kogo kocha lub nienawidzi córka. Lecz chłód śmiertelny owiał go na myśl, że to samo stać się z czasem mogło i z jego synem.
Tej zaś nocy syn jego wrzeszczał na wszystkie tony. Nie dziw. Utracił drugą matkę, a właściwie pierwszą matkę, która z miłością witała jutrzenkę jego życia. Straszliwa strata dla sieroty. Ten sam cios pozbawił siostry najlepszej przyjaciółki i Florcia gorzko szlochała do północy.
Miss Toks żyła w małym domku, od niepamiętnych czasów1 ukrytym na zachodniej stronie miasta w cieniu, za rogiem wielkiej modnej ulicy, skąd z góry patrzyły nań wspaniałe