Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/136

Ta strona została przepisana.

gmachy. Mieszkanie leżało gdzieś jakby w podwórzu, na którem z pośród kamieni bruku wybijała się zielona trawka i zielony mech. To puste ustronie miało nazwę Książęcej Łąki, a na owej książęcej Łące paradowała Książęca kaplica, a w tej kaplicy książęcej co niedzielę gromadziło się ze dwudziestu słuchaczów i słuchaczek.
Tutaj obok ku zgorszeniu dusz pobożnych znajdowała się restauracya z szyldem Herb księżny, do której czasami wstępowali lokaje w pysznych liberyach. W ogrodzeniu przed drzwiami restauracyi, nie wiedzieć dla kogo, stał fotel dla paralityków, a na poręczach ogrodzenia w pogodę wisiały cynowe kufle, których niekiedy bywało wedle liczby panny Toks po czterdzieści ośm.
Stał tu jeszcze jeden dom prywatny, nadto jakieś wielkie wrota z głowami lwów, wiecznie zamknięte. Było to zapewne wejście do jakiejś ujeżdżalni, czego dowodziła woń koni na całym zaułku. Okna sypialni panny Toks zwracały się wprost ku stajniom, gdzie woźnice nieustannie z hałasem gospodarowali. Tutaj furmani wieszali i suszyli swe kurtki, kamizelki i inne składowe części garderoby furmańskiej.
Właściciel drugiego domu na Łące książęcej był wysłużonym klucznikiem, ożenionym z klucznicą. U tej szczęśliwej pary najmował mieszkanie umeblowane kawaler-dżentlmen,