lewą rękę na ramieniu Pawełka, jakby ciągnęła go siła magnetyczna. Raz chciał prawą ręką główkę tę ku sobie skierować, lecz chłopczyna wnet się odwrócił po dawnemu i nie odejmował oczu od ognia, dopóki nie przyszła niańka ułożyć go do snu.
— Czemuż po mnie nie przyszła Florcia?
— Czy panicz nie życzy sobie iść ze swą biedną nianią? — pytała Wikkem z westchnieniem.
— Nie życzę — odrzekł Paweł, jak pan, którego winni słuchać.
Wikkem, powołując niebo na świadka swej niewinności, odeszła, za chwilę zaś zjawiła się Florcia. Chłopczyk natychmiast poweselał, wstał z fotelu, pożegnał się z ojcem, życząc mu dobrej nocy. Twarzyczka znów stała się dziecinną, a ojciec wydziwić się nie mógł tej zmianie.
Gdy dzieci wyszły, dał się słyszeć śpiew. Pan Dombi otworzył drzwi i śledził wzrokiem dzieci. Florcia szła po schodach wielkich i pustych na górę, niosąc w ramionach braciszka, który główkę położył na jej ramieniu i rączkami objął za szyję. A dopóki wchodziły, Florcia śpiewała, Pawełek nucił, pan Dombi zaś z podziwem przypatrywał się rzewnej scenie. Dzieci już weszły na górę do pokoju i znikły, a pan Dombi stał u drzwi z oczami w górę wzniesionemi i dopiero gdy blade światło księżyca za-
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/152
Ta strona została przepisana.