u kominka, pani Pipczyn niezwykle podobna była do starej wiedźmy, a Pawełek i czarny kot wydawali się duchami w jej niewoli — i niktby się nie dziwił, gdyby w noc jaką burzliwą nagle wylecieli kominem na Łysą górę.
Ale to się nie stało. I kot, i Paweł, i pani Pipczyn codzień siadali na zwykłych miejscach, w zwykłych pozach — zdrowi i cali. Unikając towarzystwa Biterstona, Paweł studyował panią Pipczyn, kota i płomienie, jak gdyby to były czarodziejskie księgi w trzech tomach.
Pani Wikkem miała własny pogląd na dziwactwo Pawła, pogląd zgoła niepocieszający, odpowiedni do jej chorobliwie utyskującej natury.
Pani Pipczyn zaś zastosowała względem niej środki policyjne, aby jej własne „bydlę“ — jak nazywała sługę swoją — pod żadnym pozorem nie komunikowało się z tą niegodziwą. Żeby cel ten osięgnąć, nie żałowała czasu na potajemne śledzenia z za drzwi: ukryta za drzwiami czekała, aż jej „bydlę“ zbliży się do pokoju Wikkem i wówczas zjawiała się i klęła energicznie i wyszukanie. Na nieszczęście środek ten nie dał się zastosować do kuzynki Beryntyi, która cały dzień chodziła wszędzie, pełniąc liczne i skomplikowane obowiązki.
Berry mogła więc porozumiewać się z Wikkem.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/168
Ta strona została przepisana.