Opamiętał się dopiero wówczas, gdy znalazł się koło Waltera, nawet zaczął nucić jakąś śpiewkę.
— No i co, Walu, ja myślę, wuj Sol cokolwiek.... tego....
— Ach, gdyby go pan widział dziś rano! Nigdy nie zapomnę tej okropnej sceny. Boję się...
Kapitan Kuttl milczał przez całą drogę, dopóki nie doszli do drewnianego miczmana.
— Hils! — zawołał kapitan serdecznie ściekając dłoń zasmuconego druha — głowa do góry — popłyniemy pod wiatr! Oto wszystko, co ci powiem, przyjacielu; głowa do góry i popłyniemy przebojem.
Stary Sol nawzajem uścisnął mocno dłoń dobrego przyjaciela i dziękował za radę.
Wtedy kapitan z należytą powagą wyładował z kieszeni parę łyżeczek, szczypczyki do cukru, srebrny zegarek i gotówkę. Wszystko położył na stole i zwrócił się z zadowoloną miną do pana Brogli.
— I cóż pan na to, panie taktsatorze?
— Czy pan na seryo myślisz, że wszystkie te drobiazgi coś warte?
— A dla czego nie?
— A dla tego, że pański szanowny przyjaciel winien z górą trzysta siedmdziesiąt funtów sterlingów.
— Taka sprawa! Trzysta funtów! Ale i to przecież coś warte — każda ryba coś warta, gdy się łowi na wędkę, jak mówi przysłowie.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/192
Ta strona została przepisana.