Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/208

Ta strona została przepisana.

ułożywszy, żeby się wydawało efektownie, ozwał się temi słowy:
— Lepszy wróbel w ręku, niż cietrzew na sęku, mówi przysłowie. Otóż ci i wróbel, panie mój! A do tego roczna moja pensya, setka funtów sterlingów — także do usług. Niema na świecie większego łepaka — to panu mówię — nad Salomona Hilsa. Niema na świecie młodzieńca, którego przyszłość byłaby taką obiecaną ziemią, mlekiem i miodem płynącą, jak oto — mówię panu, ten kuzyn starego Sola.
Wygłosiwszy tę przemowę, kapitan usunął się na dawne miejsce i zaczął przygładzać włosy jak człowiek, który szczęśliwie spełnił trudne zadanie. Gdy Walter przestał mówić, oczy pana Dombi zwróciły się na Pawełka, który tymczasem pilnie spoglądał na Waltera i ojca, usiłując pocieszyć siostrę, zasmuconą niewesołemi nowinami. Florcia po cichutku płakała. Po mężnem wystąpieniu kapitana, przyjętem przez pana Dombi z najwyższą oziębłością, znów oczy jego spoczęły na synu.
— W jaki sposób Hils doszedł do takiego długu? — spytał wreszcie pan Dombi. — Kto jest właściwym wierzycielem?
— On tego nie wie — wtrącił kapitan, kładąc rękę na ramieniu Waltera. — Ja to wiem. Jest to poręczenie za przyjaciela, teraz już nie żyjącego, które Hilsa kosztowało wiele