usiłowała przy każdem wydarzeniu wyzyskać na własną korzyść. Jej drobny krok był też dla niej pożyteczny: zazwyczaj dzieliła każdy krok na dwie, trzy części — i to, jak myśleli ludzie, dlatego, że panna Toks z każdej rzeczy starała się jak najwięcej zysku wydobyć.
— Upewniam panią — mówiła panna Toks — zawsze uważałam za największy zaszczyt być przedstawioną panu Dombi; nigdy atoli nie spodziewałam się doznać tego zaszczytu w takiej właśnie chwili. Łaskawa, miła pani Czykk... pozwól mi nazywać cię po prostu Luizą.
Pani Czykk serdecznie uścisnęła rękę panny Toks, postawiła kieliszek, otarła łzę i cichym głosem przemówiła; daj ci Boże szczęście!
Droga Luizo — ciągnęła panna Toks — nieoceniona moja przyjaciółko, jakże się miewasz?
— Teraz nieco lepiej — napij się wina, najdroższa, jesteś prawie tak wzruszona, jak ja. Musisz się wzmocnić.
Pan Dombi zaczął zapraszać.
— Otóż tak, kochany Pawle — mówiła pani Czykk, trzymając przyjaciółkę za rękę — wiedząc, jak niecierpliwie wyczekiwałam tej chwili, niezrównana panna Toks przygotowała dla Fanni malutki podarunek, który obiecałam doręczyć. Jest to poduszeczka do szpilek; lecz muszę cię zapewnić, miły Pawle, panna Toks
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/21
Ta strona została przepisana.