kły sposób. Proszę pamiętać, że wszystko to czyni Pawełek.
Walter, pełen radosnych uczuć, chciał dziękować, lecz wstrzymał go pan Dombi.
— Proszę pamiętać, że wszystko to zrobił Pawełek. Wyjaśniłem mu istotę sprawy i zrozumiał. Ani słowa więcej.
Wskazał drzwi. Walter skłonił się i wyszedł. Gdy za nim miał wyjść kapitan Kuttl, panna Toks, która przedtem wylała potoki łez ze swą przyjaciółką, zawołała do pana Dombi.
— Przebacz, o najwspanialszy ze śmiertelnych, ach, przebacz mi! lecz w porywie najszlachetniejszej szczodrobliwości wielkiej swej duszy przeoczyłeś niektóre drobiazgi....
— Jakie, panno Toks?
— Ten jegomość, co z laską... pozostawił na stole, koło łokcia...
— Boże święty! — rzekł pan Dombi, zmiatając mienie kapitana, jak okruszyny chleba — Zabierz pan stąd te rzeczy. Jestem pani obowiązany, panno Toks: zawsześ pani przezorna. Hej, panie, zabieraj pan stąd te rzeczy!
Kapitan Kuttl usłuchał. Włożył do jednej kieszeni łyżeczki i szczypczyki, do drugiej gotówkę i srebrny zegarek i z milczącem zadziwieniem patrząc na bezinteresownego dobroczyńcę w porywie serdecznym porwał prawą rękę pana Dombi w swoją lewą i tak ją nacisnął laską swą, że pan Dombi zadrżał od tego potężnego
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/211
Ta strona została przepisana.