wychowania dzieci i będzie moim obowiązkiem polecać ją przy każdej sposobności. Teraz mam na myśli doktora Blimbera, pani Pipczyn.
— Mego sąsiada? U doktora podług mnie doskonały zakład. Młodzi ludzie uczą się tam od rana do nocy i ład we wszystkiem przedziwny.
— A koszt także nieznaczny. Już umawiałem się z doktorem, który uważa, że Pawełek dojrzał do nauki. Przytaczał przykłady, że dzieci w tym wieku zaczynały się uczyć po grecku ze świetnym wynikiem. Ale nie to mię zastanawia. Oto syn mój, rosnąc bez matki, całe swe przywiązanie przeniósł na siostrę i miłość ta dziecinna, lecz nadzwyczaj gorąca, niepokoi mię. Czy ich rozłączenie nie będzie....
Nie kończąc zdania, pan Dombi zamyślił się głęboko.
— Ba, ba, ba! — zawołała pani Pipczyn, nadymając suknie i przybierając zwykłą swą postać wiedźmy. — Jest też się o co niepokoić! Jeżeli nie zechce się z nim rozłączyć, można będzie użyć ostrego przymusu.
W tej chwili dobra pani usprawiedliwiła się, że użyła zbyt bezwzględnego wyrazu. Pan Dombi cierpliwie czekał, aż szanowna ledi uspokoi się i dodał:
— Nie ją mam na myśli, pani Pipczyn, lecz z nim co będzie?
Pani Pipczyn mogłaby się pochlubić, że potrafi tenże sposób zastosować i do niego;
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/219
Ta strona została przepisana.