wzrostu w porównaniu do innych wychowanków zakładu. Zmieszał się, zapłonił i zaczął się uśmiechać, widząc nieznajomych ludzi.
— Dodatek do naszej małej akademii, mój miły. To syn pana Dombi.
Młody Tuts znów pokraśniał — i wśród uroczystej ciszy uważał za konieczne ze swej strony przemówić.
— Jak zdrowie pańskie? — zawołał, zwracając się do Pawła.
— Oznajmij, Tuts, Fiderowi, żeby przygotował niezbędne podręczniki dla syna pana Dombi i wyznaczył mu przystojne miejsce w sali naukowej. Moja droga, pan Dombi jeszcze nie oglądał dziecinnych sypialni.
— Jeśli raczy udać się ze mną na górę, miło mi będzie pokazać dziedzinę Morfeusza.
Z temi słowy pani Blimber wyszła w towarzystwie Dombi i Kornelii. Pani Pipczyn udała się za nimi, oglądając się w nadziei ujrzenia gburowatego lokaja.
Dopóki wychodzili, Paweł siedział na stole, trzymając się ręki Florci i lękliwie patrząc na doktora, który oparłszy się o fotel i rękę wsunąwszy w zanadrze, trzymał książkę na długość wyciągniętej ręki od oczu. Czytał i było coś strasznego w tym sposobie lektury — obojętnym, zimnym, stanowczym. Młody Tuts też został w pokoju i czynił przegląd kółek w swoim zegarku, licząc równocześnie drobne pieniądze.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/231
Ta strona została przepisana.