Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/233

Ta strona została przepisana.

Nachylił się i ucałował syna. Spojrzenie atoli zaćmiło się, bo mógł doskonale przeniknąć uczucia dziecka.
— Wkrótce się zobaczymy, Pawełku. W soboty i niedziele jesteś wolny.
— Wiem, ojcze — odrzekł Paweł, spojrzawszy na siostrę — w soboty i niedziele jestem wolny.
— A będziesz się dobrze uczył, nieprawdaż?
— Postaram się o to, ojcze.
— Teraz już prędko wyrośniesz.
— O, bardzo prędko!
I spojrzenie dziecka, spojrzenie zmęczone niby starego człowieka skierowało się ku pani Pipczyn. Podeszła i ona, aby się pożegnać i zabrać Florcię.
Doktor Blimber, pani i panna Blimber odprowadzali pana Dombi do sali a za niemi podreptała i pani Pipczyn. Tej okoliczności zawdzięczał Pawełek miłe później wspomnienie, że Florcia jeszcze wróciła, aby go uściskać. Od progu jeszcze wciąż posyłała braciszkowi uśmiechy zachęty przez łzy, błyszczące w jej oczach.
Ciężko zrobiło się sercu dziecinnemu, gdy znikł nareszcie i ten uśmiech. Globusy, księgi, ślepy Homer i Minerwa — wszystko zadrgało i zatańczyło w około Pawełka; nagle stanęły te przedmioty i dał się słyszeć głośny dźwięk