w otchłanie, gdy się zlękną. Przytem wydają taki hałas, że słychać na kilka mil. Są jeszcze potwory, nie wiem, jak długie i nie pamiętam, jak się nazywają, ale Florcia wszystko to wie. Udają nieszczęśliwych i płaczą niby dzieci, a gdy kto z litości się zbliży, rozdziawiają ogromne paszcze i napadają. Wtedy jeden tylko środek ratunku — mówił Paweł odważnie, udzielając tego sekretu samemu doktorowi Blimber — trzeba odbiedz na pewien odstęp i znów nagle zwrócić się; one nie mogą tak zgrabnie nawracać, bo są bardzo długie. Łatwo je w taki sposób pokonać, jak opowiadał Globb. W ogóle on bardzo dużo wie o morzu, choć nie umie wytłomaczyć, dlaczego morskie fale zawsze jedno i to samo mówią i dla czego ja tak często myślę o swej mamie, gdy patrzę na morze. Moja mama umarła. Chciałbym, aby stary Globb niekiedy odwiedzał mnie tutaj, bo ja go znam bardzo dobrze i on mnie zna.
— Zły kierunek — rzekł doktor — lecz nauka musi wyplenić złe ziarno. Panna Blimber z przerażeniem pomyślała, że to było niezwykłe dziecko. Patrzyła na nie z takąż uwagą jak niegdyś pani Pipczyn.
— Oprowadź go po domu, Kornelio i zapoznaj z nową sferą. Dombi, idź z tą panią. Dombi usłuchał. Podał rękę Kornelii i z nieśmiałą ciekawością badał ją nieznacznie, gdy szli. Okulary jej wydały mu się tajemniczemi
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/236
Ta strona została przepisana.