chłopcy zebrali się w gromadkę. Byli bladzi, mówili zcicha i głowy ich były tak natłoczone wiedzą, że młody Biterston wobec nich mógł uchodzić za ideał bystrości.
— Ty sypiasz w moim pokoju, czy nie tak? — pytał z powagą młody dżentlmen, którego kołnierzyk sięgał uszu.
— Czy nazywasz się Briggs?
— Nie, Tozer.
— Wszystko jedno. Sypiamy w jednym pokoju.
— On nazywa się Briggs — ciągnął Tozer, wskazując zdrętwiałego młodzieńca — a jak twoje zdrowie, Dombi?
Pawełek odrzekł, że nieszczególne. Tozer zauważył, że z oczu to widać. A szkoda, dodał, bo tu trzeba mieć żelazne zdrowie. Potem pytali Pawła, czy nie z Kornelią będzie się uczył, a gdy potwierdził, wszyscy wyrazili mu żywe ubolewanie.
Rozległo się znów straszne uderzenie w gong i wszyscy udali się do jadalni z wyjątkiem kamiennego Briggsa. Paweł ujrzał, że mu przyniesiono na talerzu kawałek chleba i srebrny widelec pod serwetką.
Doktor Blimber siedział już na zwykłem miejscu, a obok pani i panna Blimber. Z końca stołu zajął miejsce Fider w czarnym fraku. Krzesło Pawła postawiono koło panny Blimber, lecz gdy usiadł, musiano podłożyć kilka ksiąg
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/239
Ta strona została przepisana.