— I kiedy, panie Fider...
Lecz pan Fider nie mógł oczu oderwać od Dżonsona, który zbierał się znowu uledz paroksyzmowi kaszlu.
— Proszę wybaczyć — usprawiedliwiał się Fider.
— I kiedy brat Witelliusza wydał ucztę, na której podano dwa tysiące potraw z ryby....
— Napij się wody, Dżonson. — Potraw z ryby... panie doktorze.
— Pięć tysięcy potraw z różnego drobiu...
— Albo przełknij skórkę chleba — rzekł pan Fider.
— A jedno danie, nazwane od wielkości „tarczą Minerwy “, przyrządzone prócz innych kosztownych przypraw z móżdżków bażancich...
— Kehe, kehe, kehe!...
— I bekasich...
— Kehe, kehe, kehe!
— Z wnętrzności ryby, nazywanej scari...
— Może ci pęknąć żyła w głowie — niepokoił się Fider — już się lepiej nie wstrzymuj.
— Z wnętrzności minoga, łowionego w morzu karpackiem, — gdy czytamy o tych wspaniałych ucztach a nadto pamiętamy, że Tytus...
— Co się stanie z twoją biedną matką, jeśli cię obali atak apopleksyi?!
— ...Domicyan...
— Całyś zsiniał.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/241
Ta strona została przepisana.