Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/242

Ta strona została przepisana.

— Neron, Tyberyusz, Kaligula, Heliogabal i wielu innych... To jednak bardzo cenne, co panu mówię, czy może pan mnie słuchać, panie Fider... Ale paroksyzm kaszlu pupila tak się wzmógł, iż towarzysze poczęli go tłuc w kark, pan Fider nadstawiał ku ustom szklankę wody, a bufetowy musiał go oprowadzać po sali. Wrzawa trwała kilka minut i gdy nareszcie Dżonson wracał do normy, w jadalni nastała cisza.
— Panowie — rzekł doktor — módlmy się. Dżonson jutro rano przed śniadaniem odczyta z pamięci z greckiego tekstu pisma św. pierwszy list św. Pawła do Efezu. Zajęcia zaczną się za pół godziny.
Młodzieńcy skłonili się i odeszli. Pan Fider toż samo. Na tę krótką chwilę przechadzano się parami po tarasie za domem. W oznaczonym momencie dał się słyszeć dźwięk miedzianego gongu i klasa napełniła się uczniami.
Wieczorem wyszli młodzieńcy na przechadzkę.
Ceremonia z herbatą podobna była do obiadowej. Potem młodzi dżentlmeni znowu się uczyli. Paweł usiadł w kąciku i usiłował odgadnąć, co o nim myśli Florcia. Tu odnalazł go Tuts, długo się weń wpatrywał i wreszcie rzekł:
— Czy lubisz kamizelki, Dombi?
— Tak.
— I ja lubię.