Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/247

Ta strona została przepisana.

się czterech lekcyi; za to czuł zamęt w głowie i chodził jak senny, podobnie, jak inni uczniowie z wyjątkiem Tutsa. Po herbacie przy świetle lamp znów zaczęły się lekcye i przygotowania na dzień następny; wszystko kuło i trudziło się do chwili, aż słodki sen na kilka godzin pozwolił zapomnieć o tem umysłowem biczowaniu się.
O, soboto, dniu upragniony, trzykroć błogosławiona soboto! Dniu radości, dniu szczęścia, kiedy Florcia bez względu na pogodę, na przeszkody, bo pani Pipczyn gryzła i nękała ją bez litości, zjawiała się w naukowym zakładzie doktora Blimber! Soboty były prawdziwie dniami obiecanego biblijnego ukojenia dla brata i siostry, złączonych świętem uczuciem serdecznego przywiązania. Nawet wieczory niedzielne, ciężkie wieczory, których cień mgłą okrywał niedzielne poranki, nie mogły popsuć drogocennej soboty. Gdy inni wałęsali się lub siedzieli na brzegu morza albo w dusznej sali pani Pipczyn, Paweł miał Florcię i to mu starczyło. Florcia nuciła mu tkliwą piosenkę i tuliła jego umęczoną główkę na swych kolanach, a gdy w przeklęty wieczór niedzielny mroczna brama doktora pochłaniała Pawełka na cały tydzień, żegnał się z Florcią tylko, z nikim więcej!
Wikkem odjechała z Brajtonu do Londynu, a miejsce jej zajęła w domu pani Pipczyn Zuzanna Nipper. Gorączka — stała się młodą